Site Overlay

Koń trojański w kościele

Mój tekst Co oznacza abdykacja papieża? wzbudził ożywioną i merytoryczną dyskusję, w której ciężar komentarzy dotyczył spraw dla religii fundamentalnych. A że rozumu w dyskusji przybywa, a nie ubywa – wiemy o idei papiestwa więcej, a nie mniej. I to jest sukces.

Pod wpływem dużej ilości listów i komentarzy, pragnę doprecyzować i rozwinąć nieco własne stanowisko.

Twierdzę, że rezygnacja papieża stawia pod znakiem zapytania mistyczną wizję papiestwa, ukazując, że jest to przede wszystkim administracyjny urząd, podlegający prawnym ustaleniom. Jeśli przyjmiemy mistyczną wykładnię papiestwa, to nie można się tego urzędu zrzec, bo to nie jest zwykły urząd, a jeśli można się go zrzec, to jest to zwykły urząd. Mamy tu zatem do czynienia z sytuacją zaskakującą. Z perspektywy mistycznej wizji biskupa Rzymu, decyzja Benedykta jest problematyczna: „jak może abdykować święty Piotr?”. Przecież, od Ducha Świętego „odcina” jedynie grzech, a nie złożenie urzędu. Z drugiej strony, okazuje się, że decyzja ta jest akceptowalna z perspektywy „urzędowego” ujęcia papiestwa. Obie te wizje kłócą się ze sobą.

Powstaje również pytanie, czy bez mistycznej teologii papiestwa katolicyzm może w ogóle funkcjonować? Czy papieska rezygnacja z urzędu, nie jest rezygnacją z samego katolicyzmu? Czy nie jest ona oznaką słabości, a wręcz zanikania katolickiej tożsamości, to znaczy, stopniowego przesuwania się religii w kierunku protestantyzmu, gdzie wnętrze człowieka i Biblia są ważniejsze niż organizacja i Tradycja?

BIBLIA, CZY PRAWO KANONICZNE?

Zadziwia jednostronna obrona prawnego wymiaru papiestwa. W kościele obecne były zawsze dwa wymiary, jednak – jak widać – ich dialektyka traci współcześnie swój impet. Jeden nurt podkreślał prawny charakter kościoła, a drugi – jego mistyczno-sakramentalny (nadprzyrodzony) wymiar. Oba nurty składały się na pełny, harmonijny i przekonujący obraz instytucji zanurzonej, co prawda, w materii, jednak pośredniczącej w kontakcie z Transcendencją.

Co z tego, że rezygnacja (renuntiatio) jest przewidziana w kodeksie prawa kanonicznego? Dla chrześcijanina Biblia jest podstawą do jakiejkolwiek dyskusji, a nie prawo kanoniczne takiego czy innego wyznania. Prawo kościelne skonstruowane jest w ten sposób, że na wszystko znajdziemy w nim casus. Obrona prawa kanonicznego jest jedynie dowodem na to, że w kościele katolickim przedkłada się myślenie prawne, nad myślenie biblijne.

Czy katolik może zaprzeczyć, że urząd papieski jest udzielony (podobnie jak to w było w przypadku Piotra) przez Boga? Tradycja katolicka pragnie przekonać wątpiących, że to właśnie źródłowo osadzony w Bogu urząd jest przekazywany następcom. Istota „sprawy katolickiej” tkwi właśnie w sukcesji apostolskiej. Albo sukcesja ta ma miejsce, albo nie.

Namaszczenie Duchem Świętym przypisywane przez katolików papieżowi jest dawane przez Boga raz na całe życie. Duch Święty nie wydziela swojej łaski od dnia, do dnia, czy od godziny do godziny. W Biblii od namaszczenia Duchem Świętym można oddzielić się jedynie grzechem, a nie złożeniem urzędu. Jeśli zatem przyjmiemy katolickie rozumienie papiestwa, to nie można zrezygnować z bycia „drugim świętym Piotrem”, a jeśli z tego urzędu można zrezygnować, to nie jest się „drugim świętym Piotrem”. W takim jednak przypadku rację ma Luter i protestanci w rozumieniu papiestwa jako zwykłego urzędu.

Nie twierdzę, że instytucja papieża unieważnia się w ramach procedur prawa kanonicznego. Papiestwo unieważnia się swoją „urzędowością” i umownością, choć deklarowano, że jest ono „czymś więcej” – niezbywalnym darem Boga (namaszczeniem). Na „urzędowość” instytucji papiestwa wskazał w XVI wieku Marcin Luter, a w XXI wieku – Benedykt XVI.

Zaistniała sytuacja ewokuje szereg ciekawych pytań: czy po konklawe będzie dwóch następców Apostoła Piotra sobie równorzędnych (w sensie formalnym – ok., w sensie duchowym – sprzeczność)? Który z nich będzie nieomylny? Jaki jest właściwie status ex-świętego Piotra? Czy z perspektywy pozaprawnej można uznać, że papież popełnił grzech, skoro „odciął” się od boskiego namaszczenia? Co się stanie, jeśli rządy nad kościołem przejmie kiedyś kolegium kardynalskie – mogą być przecież jakieś trudności z wyborem papieża – albo tak kiedyś po prostu będzie, że rządzić będzie kolektyw? Czy w takim wypadku, wszyscy ci panowie będą – uwaga – „drugimi świętymi Piotrami”?

Oczywiście, rezygnacja papieża, dwóch papieży, a nawet całej grupy papieży, jest możliwe i całkowicie do przyjęcia, jeśli przyjmiemy, że cała ta „układanka” jest jedynie prawną konstrukcją, umową religijną, podobną do umowy społecznej, a nie nadprzyrodzonym namaszczeniem dokonanym przez Boga (Chrystus oznacza „namaszczony”).

A może małżeństwo jest również jedynie ziemską umową (przypomnijmy, że w teologii protestanckiej małżeństwo nie jest sakramentem)? Skoro papież mógł zrezygnować z tak prominentnego urzędu, to chyba tym bardziej można zrezygnować z instytucji małżeństwa? Co prawda, wpajano ludziom, że Duch Święty zobowiązuje ich do trwania w małżeństwie do końca swoich dni, jednak bezproblemowa i powszechna akceptacja casusu rezygnacji papieskiej pokazała, że nie jest to prawda. Skoro ludzie chcą z małżeństwa zrezygnować, to należy im rozwód dać, zwalniając ich z dożywotniego zobowiązania. Skoro decyzja papieża nie jest sprzeczna z wolą Boga, to tym bardziej chyba taką nie jest decyzja małżonków? Analogicznie do „emerytowanego papieża”, rozwodników należy chwalić za jednostkową odpowiedzialność i nazywać „emerytowanym mężem” i „emerytowaną żoną”. I można szukać następców na ich miejsce… Jak pokazuje dyskusja w Internecie, trudno też teraz będzie głosić kapłanom katolickim, aby każdy – bez względu na okoliczności – znosił trudy swojego życia i dźwigał bezkompromisowo swój krzyż. Każdy, na podobieństwo Benedykta XVI, może znaleźć w swoim życiu bardzo ważne i usprawiedliwiające go powody, które każą mu postąpić wbrew zobowiązaniu, które wydawało się być niezbywalne.

Istnieje perspektywa, która – jak się okazało – jest również perspektywą katolicką. W jej ramach, ludzie wymyślają sobie, czy ustalają, sens różnych instytucji, obrzędów i słów, na przykład: „Chrzest”, „Sakrament” (ich liczba jest różna, czyli umowna), „Duch Święty”, „Ojciec Święty”, czy „Wasza Świątobliwość”. Widać już jasno, że określenie „misja Piotrowa” to jedynie przenośnia, bliska języka poezji. To kwestia uczuć, wiary i wyobrażeń. Wierni sobie coś wyobrażali i Benedykt XVI sobie coś wyobrażał… Emerytowany papież powiedział na ostatniej audiencji, że „czuł się jak św. Piotr na barce”. I już się tak nie czuje.

Dochodzi do tego również inny problem. Idea papieża unieważnia się również jako symbol zaniku aktywności duchowej w ramach kościoła katolickiego. W okresie pontyfikatu Benedykta, w Niemczech, co roku z kościoła odchodziło ok. 100 000 ludzi. Jeśli chodzi o tzw. powołania kapłańskie to w Niemczech można mówić o ich złamaniu. Kiedy kościołem zarządzał Jan Paweł II, chrześcijan w Europie ubywało, a nie przybywało. Powiększa się liczba osób, których nie tylko nie interesuje historia kościoła, prawo kanoniczne, czy encykliki papieskie, lecz w ogóle kościół jako taki. Chrześcijaństwo rozwija się dzisiaj na gruncie innych kultur. Nie są to żadne złośliwości – takie są fakty.

ZAPARCIE SIĘ I ZDRADA BOGA

W tekście Co oznacza abdykacja papieża? twierdzę, że rezygnacja papieża z urzędu jest gestem Piotrowym. Porównanie to wywołało duże emocje, chociaż w stwierdzeniu tym nie ma niczego kontrowersyjnego. Analogia z Piotrowym zaparciem się Jezusa jest dla mnie logicznie wypływającym wnioskiem z mistycznej wykładni papiestwa. Benedykt XVI – oto istota mojego stanowiska – wizji tej się wyrzekł (wersja mocniejsza), albo – jeśli ktoś woli – ją zrelatywizował (wersja słabsza). Istotne jest dla mnie również to, że w figurze zaparcia się, obecna jest treść budująca i pozytywna. Zaparcie się Boga nie jest tym samym co zdrada Boga. Piotr zaparł się Boga, lecz – co istotne – do Boga powrócił. Piotrowe zaparcie się Boga wiązało się z poczuciem winy i od początku znajdowało zrozumienie w oczach Chrystusa. Po zmartwychwstaniu Jezus zrehabilitował Piotra i przywrócił mu jego misję, zadając trzykrotnie pytanie: czy mnie kochasz? A wcześniej sam zapowiedział jego błąd, ale też powiedział: Szymonie, gdy się nawrócisz umacniaj twoich braci. Po zaparciu się, Piotr całym swoim życiem świadczył o Bogu. Zaparcie się Boga można uznać wręcz za coś pozytywnego, za coś, co nadało dynamikę wszystkim późniejszym działaniom Apostoła. W mojej interpretacji, oznacza to, że rezygnacja papieża, podobnie jak Piotrowe zaparcie się Boga, może być źródłem pozytywnej energii, początkiem transformacji instytucji papiestwa i kościoła, co jest współcześnie zadaniem koniecznym i nieuniknionym.

Trzeba pamiętać, że pozytywna zmiana w życiu Piotra miała swoje źródło w poczuciu winy. Niczego takiego nie widać jednak ani u papieża, ani piewców jego chwalebnej rezygnacji. Można zaryzykować stwierdzenie, że problem kościoła polega na jego samozadowoleniu. We współczesnym kościele katolickim w ogóle nie widać dynamiki działań wypływających z wyrzutów sumienia, czy potrzeby odpokutowania win (których jest wiele). Przeciwnie, w warstwie retorycznej w kościele zawsze wszystko jest w porządku, chociaż afera goni aferę, chociaż pogłębia się rozdźwięk pomiędzy tym, co głosi Chrystus, a tym, co głosi kler. Brak przyznania się do błędu jest równoznaczny z brakiem transformacji duchowej, który przekłada się z kolei na brak sensownych i długofalowych planów na przyszłość – nie w sensie politycznym, lecz sensie duchowym.

Piotr zaparł się Boga. Zaparcie się Boga jest czymś innym niż zdrada Boga. Mowa o zaparciu się Boga jest namysłem nad możliwością rozwoju dynamiki religijnej. Luter mówił natomiast o zdradzie Chrystusa (papież jest Anty-Chrystem, Nie-Chrystusem), dlatego odciął się od starego kościoła i założył wyznanie nowe. O zdradzie Boga mówiły również ofiary molestowania seksualnego, mając na myśli zbyt późną ingerencję Jana Pawła II i Benedykta XVI w dawno nabrzmiały w kościele problem. Takie głosy nie są współcześnie rzadkie. Zdrada Boga nie polega dziś na torturowaniu i zabijaniu heretyków, czy kobiet. Współcześnie polega ona na pozbawieniu ludzi autentycznej i wiarygodnej przestrzeni doświadczania i przeżywania Boga.

Wielu teoretyków głowi się nad przyczynami sekularyzacji Europy. Powodów tej sytuacji można podać wiele. Żyjemy dzisiaj w czasach indywidualistycznych, dlatego każdy sam musi sobie odpowiedzieć sobie na pytanie czy zdrada Boga ma dziś miejsce i na czym ona polega. Jedni powiedzą, że żadnej zdrady nie widzą, inni będą akcentowali zdarzenia z historii kościoła, inni sprawy współczesne. Dla kogoś zdrada Ewangelii może polegać na świadomym utrzymywaniu instytucji, wydzielającej Boga za zasługi i przestrzeganie dyskusyjnej etyki katolickiej. Dla kogoś może ona polegać na utrzymywaniu skostniałych przekonań dotyczących spraw obyczajowych, na przykład środków antykoncepcyjnych, czy celibatu (a nie są to sprawy bagatelne, ponieważ prowadzą one do nieuchronnej hipokryzji w kościele oraz osłabienia walki z wirusem HIV). Za zdradę Boga w kościele można uznać krzywdę tych, których Jezus najbardziej ukochał: molestowanych i gwałconych dzieci. Zdradą może być jawne lekceważenie miłości bliźniego, przejawiające się w sposobie mówienia i traktowania osób homoseksualnych, transseksualnych, zwolenników in vitro, ruchu pro-choice, eutanazji, czy po prostu ludzi posiadających inny światopogląd. Zdrada może polegać na zamianie kontemplacji Boga w uprawianie polityki i ochronę własnych interesów, itd.

Rashomon, wybieraj zdradę, która Ci odpowiada!

NIEOCZEKIWANA REFORMA-CJA W KOŚCIELE

Nawet jeśli inne rezygnacje z urzędu papieża miały miejsce w historii kościoła – nie ma to dziś żadnego znaczenia. Nikt o nich nie pamięta i nie wie czym były spowodowane. Musimy stawiać diagnozy i pytania dotyczące wyzwań i czasów współczesnych.

W kontekście „sprawy polskiej”: Benedyktowi XVI nie udało się odpolitycznić polskiego kościoła i wysubtelnić polskich biskupów, chociaż nikt nie ma o to do niego pretensji, ponieważ sami Polacy nie mają pomysłu na kościół poza-polityczny. Dodatkowo, Benedykt to papież-intelektualista (oznacza to: wycofany i chłodny człowiek), starzec, który jakoś nie posiadł „umiejętności rządzenia”. Pontyfikatu Benedykta XVI nie można również uznać za „niesamowitą próbę racjonalnego uzasadniania wiary” (o. T. Dostatni), gdyż wiary nie da się racjonalnie uzasadnić. Papież ten przejdzie do historii jedynie jako „drugi święty Piotr”, który przestał być „drugim świętym Piotrem”. Jest to pozbawione sensu, lecz zgodne z prawem kanonicznym.

Z punktu widzenia konserwatywnego katolicyzmu konsekwencje rezygnacji papieża są negatywne, ponieważ Ratzinger swoją rezygnacją osłabił ideę papiestwa. Papież podjął również inną ciekawą decyzję: wyłączył homagium z Eucharystii. Oddanie hołdu nowemu papieżowi nie będzie już zatem częścią mszy, a jedynie „administracyjnym złożeniem czci”. Dlaczego papież obniża znaczenie homagium?

Z wszystkich tych wydarzeń powinni cieszyć się katolicy o nastawieniu anty-monarchicznym, demokratycznym i pro-reformacyjnym. Tymczasem nawet polskie środowiska ultrakatolickie (FrondaChristianitas) rezygnację papieża przyjęły przychylnie. Nic w tym dziwnego: o sprawach problematycznych dla kościoła się milczy, albo próbuje się je przekuć w sukces. W kościele w ogóle z trudem znosi się różnicę opinii, a kładzie nacisk na jedność wspólnoty religijnej. O rezygnacji mówi się zatem jednym głosem, podkreślając odpowiedzialność, odwagę i brak konformizmu papieża. W Polsce istotną rolę w dyskursie o papieżu wydaje się również odgrywać autentyczny jego kult – mający swoje źródło w niemal boskiej admiracji Jana Pawła II – oraz wiara w jego nieomylność. Pomija się zatem milczeniem fakt, że abdykacja stawia pod znakiem zapytania wyjątkowość urzędu papieskiego.

Niezależnie od tego „co się mówi”, na naszych oczach papiestwo przybiera inną formę – adekwatną do wyzwań nowej ery. W rezygnacji zawiera się oczekiwanie jakiejś odnowy w ramach katolicyzmu, której sam Benedykt XVI nie podołał (diagnoza brzmi zatem: jest źle). Można widzieć w czynie papieża – analogicznie do Piotrowego zaparcia się – możliwość podjęcia dynamicznej ewangelizacji na nowych zasadach. Można tu dostrzec pozytywną energię zmiany, która może (lecz nie musi) kościół zmienić – jeśli nie dziś, to w innej dekadzie, czy stuleciu. Na rezygnację papieża nie można bowiem patrzeć, ograniczając się do wąskiego punktu widzenia. Historii kościoła nie można mierzyć życiem jednego pokolenia. Zmiany zresztą już się dokonują. Kościół katolicki po cichu protestantyzuje się zwłaszcza w Niemczech i Austrii. Ludzie coraz bardziej polegają na własnym sumieniu i rozumie, a coraz mniej na zaleceniach proboszcza, biskupa, czy papieża.

Kultywowana przez wieki mistyczna wizja papiestwa uczyniła z najważniejszego urzędu w kościele jakby quasi-sakrament i przywiodła katolików do uznania (w 1870 roku) dogmatu o nieomylności papieża w sprawach wiary i obyczaju. Mistyczna wykładnia, która przez wieki służyła podbudowaniu papieskiego urzędu, została jednak decyzją Benedykta XVI w jakiejś mierze zanegowana, zdesakralizowana. Pokazała ona, że kościół to zwykła ludzka organizacja, a papież – jak twierdził Luter – to zwykły urząd sprawowany przez biskupa. Oto Benedykt przebił nadęty i pusty balon. Dalsze legitymowanie się papiestwa jako widzialnej części „mistycznego ciała Chrystusa”, byłoby w gruncie rzeczy cyniczną grą, chociaż już „uderza się” w tony ponad-urzędowe: „nie ludzkie względy, lecz Duch Święty dokona wyboru przyszłego Ojca Świętego (o. J. Góra). Słuchając wypowiedzi typu: „Duch Święty asystował papieżowi podczas podejmowania decyzji o zrzeczeniu się urzędu i wyznaczy nowego papieża”, odnosi się wrażenie, że jest to polityka wygodnego tłumaczenia wszelkich decyzji podejmowanych przez kler. W takiej perspektywie można przecież usprawiedliwić wszystko.

Współczesnemu kościołowi najbardziej ciążą dwie idee: papiestwo i celibat. Jest to wielki paradoks, ponieważ idee te są jednocześnie fundamentalne dla zachowania tożsamości katolickiej. Chcąc, nie chcąc, Benedykt XVI sprotestantyzował (zdemokratyzował, zliberalizował, zdemonarchizował, zdesakralizował) papiestwo. Teraz w kolejce czeka celibat.

Co się stało, to się nie odstanie. Decyzja papieża przywodzi na myśl sabotaż, czyn prowokacyjny i wywrotowy. W rezygnacji Benedykta XVI najbardziej interesująca jest nie starcza niedołężność i jednostkowa odpowiedzialność, lecz – podkreślam to raz jeszcze – dywersyjność samego aktu. Papież nieoczekiwanie okazał się być koniem trojańskim, „piątą kolumną” w kościele katolickim. Ratzinger to nie Włoch, to nie Polak, lecz Niemiec przesiąknięty duchem Reformacji – przy całym swoim konserwatyzmie.

Katarzyna Guczalska

Tekst ukazał się w Gazecie Wyborczej, na portalu Liberte! oraz racjonalista.pl (2013 r.)