Site Overlay

Wielkanocne rozważania

Moim zamiłowaniem, a jednocześnie zawodem, jest poddawanie refleksji różnych treści duchowych. Zazwyczaj interesują mnie myśli, które są mediowane w cywilizacji zachodniej w ramach tradycji filozoficznej. Podczas dni wielkanocnych nie sięgnęłam jednak – jak zazwyczaj – po dzieło filozoficzne, lecz oddałam się lekturze Nowego Testamentu. Medytację nad treścią tej książki zaburzyły mi jednak informacje ze „świata zewnętrznego”. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę. Otóż, papież Franciszek, głowa kościoła katolickiego, w tzw. Wielki Czwartek, umył nogi emigrantom – w tym muzułmanom[1]. W następstwie tego aktu, rozgorzała dyskusja: czy papież zrobił dobrze, czy źle?

Błąd Franciszka

Sprawa jest jasna: Franciszek popełnił błąd i zafałszował gest Jezusa. Argumenty są dwa. Pierwszy i najważniejszy brzmi następująco: zachowanie papieża w niczym nie przypomina sensu i czynności, których dokonał Jezus. Jezus umył nogi swoim uczniom, to znaczy tym, którzy Go kochali i szli za nim. Jeśli ktoś jest muzułmaninem nie jest uczniem Jezusa! Naprawdę, dosyć już tych ciągłych zafałszowań i relatywizacji dokonywanych przez kościół[2]. Po drugie, cała sytuacja ma charakter groteskowy i czołobitny: doprawy nie wiem, dlaczego katolicy do gestu umywania nóg dodają jeszcze całowanie w nogę? Jezus był normalny i takich wygibasów nie czynił. Forma katolicka raczy nas w tym przypadku tym, co zawsze: przesadą i jarmarcznością. Jeśli Franciszek pragnął jakoś naśladować Jezusa, to powinien był zrobić rzecz (wydawałoby się) oczywistą: powinien był znaleźć (lub jego świta) niezłomnych i oddanych Jezusowi uczniów – najlepiej spoza kręgu bieżącej polityki – i im te nogi umyć. I – na miłość boską – nóg tych nie całować! Po co ta przesada?

Co się stało, to się nie odstanie: skoro zwierzchnik kościoła rzymskokatolickiego z jakiegoś powodu (polityka!) trzem muzułmanom nogi mył i całował, to niech przynajmniej „normalni” ludzie mają świadomość, że czynność ta nie ma nic wspólnego z zachowaniem się Jezusa. No dobrze… Franciszek zrobił, to co zrobił. A co powiedzieć o geście Jana Pawła II, który – trudno w to uwierzyć – Koran całował… Czy znał treść tej książki? Choćby ustępy dotyczące kobiet i dzieci? Czy wiedział o postulatach nawołujących do przemocy – pozostawionych w archaicznej formie i nie reinterpretowanych od półtora tysiąca lat?[3] Z jakiego powodu papież okazał cześć księdze, w której dowodzi się, że Chrystus: nie zmartwychwstał, nie jest Synem Bożym, a jedynie mniejszym prorokiem niż Mahomet?[4]? Zarówno odpowiedź, że Jan Paweł II znał treść Koranu, jak i odpowiedź, że jej nie znał, kładą cień na geście papieża.

Wróćmy jednak do Franciszka. Niestety, całe to niby-nawiązanie do Jezusa, ma z Jezusem niewiele wspólnego, ma natomiast wiele wspólnego z polityką. Gest Franciszka czyni z niego polityka, który włącza się w stricte polityczną dyskusję na temat fali imigracji płynącej do Europy z Bliskiego Wschodu. Franciszek, który – jak się wydaje – jest (jakoś tam) szczery w swojej postawie (tak przynajmniej jest postrzegany i ma swoich oddanych fanów, do których ja nie należę), posiada jedną poważną wadę. Na czym polega jego ułomność? Otóż, jak mówił Jezus: „przecedza komara, a połyka wielbłąda”. Franciszek promuje „pełne miłości” podejście do muzułmanów, co jednocześnie oznacza otwartość i akceptację (w ramach powinności pomagania uchodźcom) masowego napływu muzułmanów do Europy. Osobiście uważam to za błąd i zadziwiającą ślepotę. Dalej, papież ten – jak inni papieże – z jednej strony nawołuje do czczenia Jezusa – który był wrogiem kapłanów i sformalizowanej religii, a z drugiej strony umacnia dalsze trwanie i hipostazowanie instytucji kościoła[5].

Co ciekawe, wśród tradycyjnie nastawionych katolików coraz wyraźniej pojawia się opinia, że Franciszek jest antypapieżem, a nawet kimś w rodzaju antychrysta. Można usłyszeć, że „zdradził”, że jest „lewakiem” i „masonem”. W tym sensie trochę go żal, gdyż na te określenia nie zasłużył. Z drugiej jednak strony, sam jest sobie winien. Powinien wystąpić oficjalnie z programem – uwaga – chrystianizacji kościoła katolickiego[6]. Do konstatacji tej dodam jedynie: nogi są właściwie dobrym symbolem tego, co aktualnie dzieje się w kościele. W Starym Testamencie Eliasz mówi do czcicieli Baala, aby powiedzieli jasno: albo Bóg jest Panem, albo Baal jest Panem. I pyta: „Jak długo będziecie kuleć na obie nogi?”[7]. Franciszek myje i całuje nogi cudze, a zapomina o tym, że sam kuleje na obie nogi. Z jednej strony Jezus coś dla niego znaczy, a z drugiej strony nie przestaje czcić instytucji kościoła.

Niechrześcijańskie życzenia

Kolejny katolicki „kwiatek do kożucha” na Wielkanoc, to wypowiedź premier polskiego rządu – Beaty Szydło.

„Przed nami wyjątkowy czas świąt Wielkiej Nocy. To święto zwycięstwa dobra nad złem, triumfu miłości. Niech zmartwychwstały Chrystus da nam siłę do pokonania wszystkich trudności i przeszkód. Nie traćmy nadziei. Nie traćmy wiary, że możemy Polskę zmienić na lepsze”.

Pani premier złożyła Polakom skrajnie niechrześcijańskie życzenia. Dlaczego? Nadzieja i wiara jaką głosił Chrystus jest całkowitą odwrotnością nadziei i wiary politycznej. Pokój Chrystusa to pokój, którego świat polityczny dać nie może („Królestwo moje nie jest z tego świata”). Przeszkody, które pomaga pokonać Chrystus nie są przeszkodami natury politycznej, ani ekonomicznej! Cóż, niech się partia PiS oraz kościół katolicki w politykę angażują, ale niech nie legitymizują tego postacią Jezusa! Jezus i jego przesłanie, nie jest spójne z żadną bieżącą polityką oraz – co zawsze warto przypominać – nie jest koherentne z żadną zhierarchizowaną instytucją. Nie należy mieszać ze sobą porządku duchowego i politycznego. To prawda, że ład duchowy i polityczny jest ze sobą ustawicznie bełtany. Plączą i skleją go biskupi polscy, czy politycy PiS-u, i w sumie… trudno nawet mieć do nich o to jakąś pretensję, skoro tak „zmiksowany” jest u źródła sam kościół katolicki. Niektórzy sugerują, że istnieje jakaś znacząca różnica jakości pomiędzy wizją kościoła Franciszka, a wizją (na przykład) kościoła toruńskiego, wspierającego wprost partię PiS (z wzajemnością). Przekonanie to jest błędne. W głębszym sensie nie ma tu żadnej różnicy. Kościół rzymskokatolicki – czy to w formie jezuickiej i bardziej intelektualnej (Bergoglio), czy w formie płytkiej i zmaterializowanej (Rydzyk) – jest kościołem upolitycznionym. Powstaje pytanie, czy jest to kościół chrześcijański? Stanisław Obirek wypowiada wymowne słowa: „Mam wątpliwości, czy katolicyzm to rzeczywiście chrześcijaństwo”[8]. Osobiście takich wątpliwości nie posiadam.

Biblia bez didaskaliów

A teraz odtrutka na wszelkie niechrześcijańskie życzenia oraz niechrześcijańskie gesty papieży dla osób zainteresowanych przesłaniem Jezusa. W czasie świąt, czy nie-świąt, warto czytać Ewangelie: Mateusza od 26 rozdziału do końca, Marka od 14 rozdziału do końca, Łukasza od 22 rozdziału do końca i Jana od 18 rozdziału do końca (w okresie Wielkanocy te właśnie fragmenty są najbardziej odpowiednie, ze względu na wydarzenia, jakie opisują). Co to za postać ten Jezus? O co w tym wszystkim chodzi? W podanych przeze mnie ustępach, mamy opisane ostatnie dni życia Jezusa i co stało się potem… Nad tymi treściami warto medytować (myśleć). Napiszę może coś zaskakującego: sens historii Jezusa jest wartościowy z poza-religijnego punktu widzenia. Nie zgadzam się z szeroko rozumianym ruchem ateistycznym, który zdaje się przemycać myśl, iż Biblia jest zbiorem irracjonalnych bzdur w stylu wiary w smoki, czy inne cudactwa. Przeciwnie, Biblia to niesamowita książka. Zawiera wiele ciekawych przemyśleń natury metafizycznej, antropologicznej, czy psychologicznej. Można Biblię czytać z pewnym dystansem, szukając w niej prawdy o człowieku i sensie jego życia. Ale czytać trzeba samemu – z pewnością bez didaskaliów katolickich. Z lektury Biblii nie wynika wcale, że religia ma być nauczana w szkole, że wszyscy mamy z podatków opłacać pensje osób uczących religii (głównie księży i sióstr zakonnych), czy utrzymywać uczelnie katolickie (nie, przeciwnie, tylko ludzie dobrowolnie deklarujący się jako katolicy); że należy godzić się współcześnie na całkowity zakaz handlu w niedzielę, albo nakazy kościoła (wpisane w prawo stanowione) ingerujące w życie seksualne, czy rozrodczość ludzi. Nie, nic takiego z litery Biblii nie wynika. Wszystko to jest konsekwencją istnienia zinstytucjonalizowanej religii. Pragnę z całą mocą podkreślić: racjonaliści, agnostycy, ateiści, czy humaniści, posiadają rację w tym, że do życia duchowego nie jest potrzebna ani żadna religia, ani żadna instytucja religijna. Przeciwnie, są one dla wiary zabójcze[9]. Słuszna jest negacja religii, słuszne jest zwracanie uwagi na karygodne wypowiedzi, czy gesty papieży. Niesłuszne jest jednak wylewanie dziecka z kąpielą: negacja, czy kpiny, z Ewangelii, przypowieści biblijnych, etyki Jezusa.


[1] Papież umył stopy jedenastu imigrantom we włoskim ośrodku dla uchodźców: czterem katolikom z Nigerii, trzem prawosławnym koptyjkom z Etiopii, hinduiście oraz trzem muzułmanom z Syrii, Pakistanu i Mali.

[2] Wydawałoby się, że katolicyzm polega na wiernym trwaniu i oddaniu Tradycji. Co to to nie! Przeciwnie, ciągle coś w niej ulega zmianie. Z tego powodu dochodzi w kościele do różnych podziałów. W jakimś sensie poważniejsi (konsekwentni) są lefebryści.

[3] Na oskarżenia, że w Biblii mamy to samo odpowiadam: chrześcijaństwo przeszło reformację plus nie interpretuje się Biblii dosłownie. Tymczasem islam nie przeszedł gruntownej reformy i – jak dotąd – nie został odczytany na nowo.

[4] Muzułmanie nie uznają Jezusa za Syna Bożego – to jest ich główny zarzut. Z punktu widzenia islamu, chrześcijanie są politeistami.

[5] Niech symbolem tej hipostazy będzie choćby określenie: „Matka-Kościół”. Wow! Kościół nie jest żadną „matką”, a tym bardziej „Matką”.

[6] Moje teksty dotyczące kościoła katolickiego (te napisane, i te które powstaną) pokazują co rozumiem pod pojęciem „dechrystianizacji” kościoła.

[7] „Wtedy Eliasz przystąpił do całego ludu i rzekł: Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! Lecz lud nie odrzekł mu ani słowa” (1 Król.18, 21).

[8] http://racjonalista.tv/prof-obirek-mam-watpliwosci-czy-katolicyzm-to-rzeczywiscie-chrzescijanstwo/

[9] W kwestii wiary posiadam inne zdanie niż na przykład Jacek Tabisz, dla którego wiara jest infekcją, chorobą. https://www.youtube.com/watch?v=Wc3IqdobZUU&ebc=ANyPxKo9oih6gC8Z4-1DLu1HkrO61rRtngEkJYsfQi1kdWi286HCZ321jzEzuBU3PbjC3SFaTxxjsDHPJqRBsh1bq07WZveK0w