Site Overlay

Etyka kapitalizmu i kryzys

Labour doesn’t work(1)

 

Co jest źródłem kryzysu, który rozpoczął się w 2008 roku(2)? Szereg odpowiedzi winą za kryzys obarcza kapitalizm, czy też aksjologię, na której ów system gospodarczy się wspiera. Oto publicystyczna próbka: „kryzys tradycyjnej etyki kapitalizmu leży u podstaw naszych problemów. Wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia” (Newsweek 28/2009). Nie wydaje się, aby treść pojęcia aksjologii kapitalistycznej była jasno wyryta w naszej świadomości. Co więcej, nie widać tendencji aby treść tę jakoś bliżej wyjaśnić. Przeciwnie – zwłaszcza w publicystyce – chodzi o to, by niewiele tłumaczyć, a raczej wywoływać emocje i posługiwać się chwytliwą retoryką. I tak przez to, prawdziwego winowajcę kryzysu – czyli brawurę instytucji finansowych w USA – zastąpił znajdujący się w etycznym kryzysie, czy wręcz amoralny – wolny rynek.

NIECHĘĆ DO ETYKI BOGACENIA SIĘ

Dlaczego kryzys etyki wspierającej wolny rynek został uznany za źródło aktualnego kryzysu(3)? Ponieważ żyjemy w kulturze, która – jeśli chodzi o ideały etyczne – nie widzi cnoty w gromadzeniu kapitału i pomnażaniu pieniędzy. Dążenie do zysku nie jest czyste etycznie, jest niejako a priori naznaczone skazą egoistycznych i chciwych działań. Na skali wartości, pragnienie posiadania dóbr materialnych, czy chęć pomnażania pieniędzy, lokuje się nisko, gdzieś blisko egoizmu, „ślepych” namiętności, zniewolenia materią, a nawet ciałem, czy seksem. W pragnieniu posiadania i gromadzenia nie widzimy źródła przedsiębiorczości, pracowitości, energii, pomysłowości, spełnienia, lecz raczej źródło chciwości, braku hamulców i nienasycenia.

Kiedy pojawia się zapaść gospodarcza tracimy poczucie bezpieczeństwa, pojawia się lęk i niepewność jutra. Odpowiedzią na strach jest poszukiwanie kozła ofiarnego, którego znalezienie coś wyjaśni i rozładuje negatywne emocje. Przyczyn kryzysu jest zawsze wiele, są one złożone i niełatwo poddają się analizie. Z tego też powodu źródło kryzysu trzeba ukonkretnić, winę powiększyć, zarzuty uprościć i zrzucić na „czarną owcę”. Kapitalizm nadaje się do tej roli znakomicie. Najpierw, z wysokiego piedestału, obwieszczamy, że kapitalizm jest, był i będzie niemoralny – i to on jest źródłem naszych problemów. Następnie skazujemy go na śmierć poprzez poddanie ekonomii zorientowanej kapitalistyczne dyktatowi moralności – najczęściej religijnej lub socjalistycznej(4). Z historii wiemy, że kiedy nie bardzo wiadomo jak poradzić sobie z niewinnością (Sokrates, Giordano Bruno), najlepiej uciec się do argumentów o obrazie bogów i moralności. Odcięcie winowajcy od etyki i Boga do dzisiaj zdaje się gwarantować oskarżycielowi sukces i sympatię(5).

Niechęć do zarobkowania, produkowania i etyki wytwarzania ma dwojakie źródło: filozoficzne i religijne (chrześcijańskie). Wystarczy przypomnieć słynną koncepcję państwa Platona wraz z degradacją pracy zarobkowej i własności prywatnej. Również dla Arystotelesa, produkowanie dóbr, zarabianie pieniędzy były sprawami odległymi od doskonałości, a związanymi ze sferą przymusu, zakłócającymi czas wolny (kwestie te interesują niewolników, a nie ludzi wolnych). Co prawda, sofiści – darzeni w swoich czasach powszechnym szacunkiem – głosili poglądy przeciwstawne i pracowali po to, by zarobić pieniądze, jednak to konkurencyjne w stosunku do idei Gorgiasza, Izokratesa czy Lizypa myśli Platona i Arystotelesa miały w dziejach większe „przebicie”. Teksty tych dwóch ostatnich myślicieli (a także na przykład Plutarcha) przyczyniły się nawet do powstania specyficznego mitu dotyczącego życia Greków i Rzymian. Jako że Grecy i Rzymianie posiadali niewolników to, zdaniem potomnych (mit silny zwłaszcza w czasach Goethego), mieli jedynie część swojego czasu poświęcać na zarządzanie majątkiem, natomiast głównie oddawali się ćwiczeniom fizycznym i polityce, zaś osoby bardziej wykształcone – dodatkowo literaturze i filozofii. Owa wizja życia (gównie świata greckiego) jest oczywiście fałszywa. Prawdziwy obraz historii możemy rekonstruować z przekazów i materiałów źródłowych, papirusów i pergaminów, a wyłania się z niego jedna prawda: próżnowanie i negacja pracy zarobkowej nigdy i nigdzie nie były regułą.

Stosunek do bogacenia się i posiadania w istotny sposób konstytuuje również religia(6). A przekaz płynący z tradycji religijnej odnoszący się do bogactwa i gromadzenia dóbr jest w najlepszym razie wysoce niejednoznaczny. Oczywiście, w przekazie tym znajdziemy i pozytywy i negatywy. Negatywy są jednak na tyle silnie, że – śmiem twierdzić – w ostatecznym rozrachunku – wygrywają z pozytywami. Paweł z Tarsu podkreśla na przykład: „przemija […] postać tego świata”, „ci którzy nabywają, [powinni żyć tak] jakby nie posiadali; ci którzy używają tego świata – tak, jakby z niego nie korzystali” (1 Kor 7, 30-31). Sam założyciel chrześcijaństwa nie powiedział na temat wytwarzania kapitału wiele, a jego całościowa nauka raczej do jego tworzenia nie zachęca(7). Jezus naucza na przykład: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10, 17-22). Dyrektywę Jezusa wielu ludzi uzna za ideał fałszywy i szkodliwy. Inni natomiast powiedzą: ideał jest słuszny – ale całego swojego majątku i tak nie rozdadzą ubogim. Niezależnie jednak od tego „co kto powie”, kropla drąży skałę. Sfera pieniężno-własnościowa zamknięta jest w potrzasku sprzecznych uczuć: miłości i nienawiści, fascynacji i pogardy, zależności i odrzucenia. Ma to swoje daleko idące skutki. Niestety, ubóstwo jest nadal rozumiane jako przepustka do duchowości. Co gorsza, potępienie pieniędzy i bogactwa oraz brak zainteresowania etyką gromadzenia dóbr materialnych przeradza się często w wyraźną niechęć wobec ludzi bogatych. Nietrudno też zauważyć jak wiele resentymentu, uprzedzeń i ambiwalentnych uczuć kieruje się pod adresem własności prywatnej i jej posiadaczy – kapitalistów(8). Przez stulecia handel i produkcja uznawane były za zajęcia moralnie niższe, do chęci robienia pieniędzy odnoszono się ze wzgardą. Nierzadkie były przypadki okazywania pogardy kupcom i ludziom pracy. Na szczęście gdzieś poza ową niechęcią istniały poglądy piętnujące bezczynność i zawiść, doceniające pracę domową, zarobkową i dorobek materialny.

W słowo „kapitalizm” wpisane są różne negatywne wyobrażenia i resentymenty, które tradycyjnie odnosi się do sfery własności, posiadania, czy bogacenia się. Słowo „kapitalizm” „zabrudza” niejako bezinteresowne i wzniosłe pojecie etyki. Treść wiązana z kapitalizmem zbliża pojęcie etyki do wspomnianych, „niebezpiecznych”, dziedzin zarabiania pieniędzy, gromadzenia bogactwa, afirmacji własności prywatnej, czy konkurowania z bliźnim. Skoro kapitalizm jest na bakier z tradycyjną etyką, powstaje szereg pytań, na przykład: czy „etyka kapitalistyczna” nie jest pojęciem wewnętrznie sprzecznym? Czy etyka kapitalizmu w ogóle istnieje? Czy sprostanie moralnym wymogom w ramach sfery gospodarczej jest możliwe wyłącznie w etyce socjalistycznej, czy też etyce ufundowanej na religii? To ostatnie pytanie pojawia się, ponieważ dwie ostatnie etyki oparte są na imperatywie sprawiedliwego podziału dóbr. Tymczasem kapitalizm promuje niemal nieobecną w tradycji i pomijaną w debatach filozoficznych etykę wytwarzania. Podczas gdy kapitalizm opowiada się po stronie tworzenia dóbr, dyskusje koncentrują się głównie na etyce podziału i sprawiedliwości rozdzielczej. Niestety, fundamentalny dla kapitalizmu motyw dążenia do zysku łączony jest nader często z chciwością i egoizmem. Ktoś powie: „idź i bogać się”, ale ktoś inny zaraz doda: „ale koniecznie podziel się z biednymi”. Istnieje jakaś bariera, która nadal nie pozwala rozwijać się etyce bogacenia się – bez żadnego „ale”. Barierą tą może być poczucie misji, odpowiedzialności za ludzi, litość (związana z poczuciem winy, która jest odczuwana z powodu doświadczania przez bliźnich nieszczęścia), ale także zazdrość (mniej „kole” oko kiedy wszyscy mają po równo), czy strach: ponieważ boimy się utraty dóbr materialnych i życia, to pragniemy systemu wartości ochraniającego nas przed kryzysem, utratą pracy i środków do życia, przed biedą, głodem, a nawet pośmiertną karą za grzechy (dzielenie się i dawanie jałmużny to imperatyw wielu religii). Zapewne dlatego liberałowie uważali, że – na dłuższą metę – wolność i poczucie bezpieczeństwa są ze sobą nie do pogodzenia.

Jako synonim „etyki kapitalizmu” traktuje się często etykę protestancką, czy purytańską etykę pracy, której zasady opisał Max Weber. W niniejszym tekście celowo pomijam ten spontanicznie narzucający się, lecz jednostronny i schematyczny trop. Oczywiście, trudno przecenić wagę analiz Webera, dotyczących roli czynników religijnych i kulturowych powodujących wzrost aktywności gospodarczej. Wiele tez niemieckiego socjologa pozostaje do dzisiaj aktualnych. Wydaje się jednak, że koncepcji Webera nie należy traktować jak monopolu dla moralnego uzasadnienia wolnego rynku, zwłaszcza, że już sam autor Etyki protestanckiej i ducha kapitalizmu wskazywał na pozareligijne czynniki, które mają znaczenie dla powstania i rozwoju kapitalizmu (jednym z nich jest, na przykład, racjonalizm).

Zbyt daleko idące wydaje się wykluczenie z roli przyjaciół gospodarki kapitalistycznej nie tylko innych (poza protestanckimi) odłamów chrześcijaństwa, ale także religii pozachrześcijańskich, czy świeckich koncepcji działalności rynkowej, tzn. poglądów opartych na szacunku do własności prywatnej, jednak abstrahujących od dywagacji na temat natury ludzkiej i teistycznej metafizyki, choć jednocześnie nie rezygnujących z uprawiania normatywnej etyki politycznej. Tak jak principiów wolnego rynku nie należy w całości utożsamiać z etyką protestancką, tak też nie powinno się tego robić w odniesieniu do etyki liberalnej. Warto wszakże pamiętać o tym, że projekt etyczny wpisany w ideę kapitalizmu wspiera etyka protestancka, tak jak i wspiera go etyka liberalna – zwłaszcza teoria ekonomii w wersji leseferystycznej, oraz wiele innych normatywnych koncepcji politycznych.

MORALNE ŹRÓDŁA KAPITALIZMU

Na szczęście, nie tylko negatywne poglądy mają wpływ na nasz stosunek do własności prywatnej, czy w odniesieniu do zarabiania pieniędzy. Kapitalizm jest dzieckiem oświecenia, które określiło principia życia ludzkiego bez wspierania się na religii. Principiami tymi były zdolność do samodzielnej refleksji i wolny wybór. Konstrukcja nowego porządku społecznego miała mieć również za swoją zasadę równość ludzi. Nie chodziło wszakże o to, by wszyscy posiadali takie same uzdolniania, taką samą sumę pieniędzy, czy taką samą ilość dóbr. Egalitaryzm tego typu byłby dla społeczeństwa zabójczy, jako że tamowałby konkurencję, inicjatywę, wynalazczość, twórcze działania i postęp… Chodziło o to, że każdy jest – w równy sposób – odpowiedzialny za swój los, tzn. w oparciu o uczciwą pracę oraz wolność w rozporządzania swoją osobą i własnością, może kształtować swoje życie (a tym samym może przyczyniać się do gospodarczego rozwoju całego społeczeństwa). Kapitalizm to nic innego jak synonim wolnego rynku(9). To system wolności, którego filozoficznym usprawiedliwieniem jest liberalizm i utylitaryzm – czyli etyka przyjęta na czas budowy społeczeństwa wolnorynkowego.

Dla tzw. liberała społecznego, autora Zasad ekonomii politycznej, Johna Stuarta Milla, liberalizm i utylitaryzm nie mają nic wspólnego z egoizmem, negacją bliźniego, czy cynizmem(10). Mill opowiada się za gospodarką kapitalistyczną, ale jednocześnie postuluje rozszerzenie zakresu interwencji państwa w gospodarkę, co ma na celu zwiększenie socjalnego bezpieczeństwa obywateli, sprawiedliwą redystrybucję własności prywatnej, czy umocnienie prawa do organizowania się pracowników w związkach zawodowych. Generalnie chodzi mu o oparcie gospodarki rynkowej na etycznych podstawach: wolności, równości i sprawiedliwości. Liberalizm ma w gruncie rzeczy bardzo wzniosłe przesłanie: to wolność od cierpienia, przemocy i przymusu, prawo do swobodnego stanowienia o sobie, oddanie władzy i inicjatywy społeczeństwu, a odebranie jej autorytarnemu rządowi; to odpowiedzialność za swoje życie i ludzi, z którymi się współpracuje (w tym i za tych, których się zatrudnia), szacunek dla odmienności postaw i poglądów, emancypacja kobiet itd. A co do tych idei ma moralna legitymizacja przedsiębiorczości? Ma bardzo dużo, jako że bez uznania prawa ludzi do wolnego prowadzenia biznesu i prawa do własności, wspomniane wyżej hasła byłyby jedynie hasłami gołosłownymi. Na przykład uznanie prawa kobiet do pracy zarobkowej wiąże się z uzyskaniem przez nie większej samodzielności i prawa do stanowienia o sobie. Bez uznania wolności ekonomicznej, ludzie dający prymat dogmatom religijnym, patriarchalizmowi, przymusowi, monopartyjności, czy koncepcjom dobra wspólnego lansowanym w interesie politycznym, mogliby łatwo znaleźć sposoby podważające autonomię jednostki.

Już prokapitalistyczne argumenty ojca kapitalizmu, Adama Smitha, miały szeroko rozbudowany wątek moralny i ogólnospołeczny. Również u Ricardo czy Spencera, pomimo ich opowiedzenia się po stronie naturalizmu, obecny jest wątek etyczny. Jeśli dzisiaj dzieła poświęcone ekonomii mają charakter ściśle scjentystyczny i zrywają swoje powiązania z filozofią i etyką, nie znaczy to, że tak było zawsze. Wystarczy poczytać Bogactwo narodów wspomnianego Adama Smitha. Autor ten zajmował się nie tylko ekonomią i polityką gospodarczą, ale opracował także konkretny system moralności. Jednym z istotnych pojęć jakie wypracował on na gruncie swojej etyki jest pojęcie sympatii (sympathy), czyli współodczuwania (fellow-feeling), której źródłem jest uczucie współczucia i litości. Inne, ważne dla Smitha uczucia społeczne to: wspaniałomyślność, ludzkość, uprzejmość, wzajemna przyjaźń i szacunek. Człowiek ma troszczyć się o siebie, ale nie może przy tym krzywdzić bliźniego. Egoizm ma granicę – są nią prawa innych ludzi. Człowiekiem doskonałym (pojawia się zatem dążenie do doskonałości!) jest ktoś, kto opanował uczucie miłości własnej, a otworzył się z wielką wrażliwością na uczucia innych. To dlatego Smith z wielką sympatią pisał o starożytnych stoikach, którzy zalecali by człowiek patrzył na siebie tak, jakby patrzył oczyma innych ludzi. Jeśli ktoś zatem zarzuca: „ależ Adam Smith afirmował interes własny”, to trzeba zgodnie z prawdą dopowiedzieć: „ale interes ten odnosił do korzyści ogólnej”. Co więcej, uważał on, w sytuacji gdy mamy do czynienia z konfliktem interesu jednostki i interesu ogólnego należy opowiedzieć się za dobrem ogólnospołecznym, który rozumiał jako wzrost dochodu narodowego. Za ciekawy przykład może wszakże posłużyć u Smitha kwestia obrony kraju, uzasadnia ona bowiem odejście od zasady wolności gospodarczej. Okazuje się, że niepodległość kraju jest sprawą ważniejszą niż zapewnienie mu dobrobytu(11).

Adam Smith był sceptyczny w stosunku do efektów działań ludzi, którzy biorą się do robienia interesów ze względu na dobro publiczne, jednak nie oznacza to, że wykluczał tę kategorię ze swoich rozważań i uznawał ją za coś niepożądanego. Do określonego celu prowadzą różne środki i różni filozofie spierali się właśnie o różne sposoby realizacji celów etycznych. Jak ujął to Milton Friedman: „można czynić dobro, ale na własny koszt”(12). I można się ze Smithem, Millem, Friedmanem, czy Rawlsem spierać czy ich ujęcie życia społecznego jest słuszne, czy nie, ale nie należy twierdzić, że liberałowie negują dobro publiczne, obyczaje etyczne, czy odpowiedzialność człowieka wobec sumienia, czy kraju. Na tym polega problem: jeśli ktoś nie podziela naszej wizji etyki, to jesteśmy skłonni twierdzić, że nie posiada on żadnej wizji etycznej, albo że jest to etyka w kryzysie.

Zamykając wątek o moralnych źródłach kapitalizmu warto jeszcze przypomnieć, że etyczne strony gospodarki w 18. wieku zaczęli też dostrzegać tzw. filozofowie szkockiego oświecenia. Bez fałszywego wstydu, hipokryzji i resentymentu twierdzą oni, że celem społeczeństwa jest bogacenie się. Czy jest w tym celu coś niemoralnego? Czy w pragnieniu polepszenia statusu materialnego jest coś złego? Historia powstania i bogacenia się Ameryki Północnej jest najlepszym przykładem tego, ku czemu kierują się ludzie, którzy pragną lepszego życia i dobra dla swoich dzieci. W posiadaniu dóbr materialnych i pomnażaniu kapitału nie ma niczego takiego, co z konieczności popychałoby człowieka do bycia złym i bezdusznym. To człowiek decyduje, czy używa swojej wolności (i, powiedzmy, pieniędzy) po to, by umacniać dobroczynność i pracowitość, czy też decyduje, by za pośrednictwem tego, co posiada, działać bezprawnie i niegodziwie. Problemem nie jest wcale własność prywatna, pieniądze, czy gromadzenie bogactwa, ale nasz stosunek do tych rzeczy. Można być bogatym, wolnym i dobrym człowiekiem. Można żyć w ubóstwie, nienawidzić, próżnować i być niewolnikiem wyimaginowanych rzeczy.

Etyczna lekcja, która z płynie z ludzkiego doświadczenia, które nazywamy „gospodarką kapitalistyczną” brzmi tak oto: ubóstwo nie jest drogą do boskości lecz złem(13) – nie w tym oczywiście sensie, iż należy potępiać ludzi biednych. Przeciwnie, należy zrobić wszystko, aby ludzie nie cierpieli biedy. Chodzi o to, by człowiek przestał być marionetką odwiecznego, metafizycznego porządku, którego nie można zmienić. Dążenie do dobrobytu to nie pogoń za błyskotkami i lenistwem. To głęboko humanistyczny projekt.

JEŚLI NIE KAPITALIZM, TO CO?

Na wolnym rynku działania biznesowe generują samoistnie zachowania etyczne. Z istoty swojej działania te są zbyt skomplikowane, by człowiek mógł stawić im czoła samodzielnie. Rynek przełamuje izolację, zacieśnia kontakty międzyludzkie, uczy kooperacji, otwartości, współpracy, tworzy własne tradycje i konwencje, odrzuca zawiść, lenistwo i wrogość. Rynek wydobywa z izolacji, uczy porozumienia, racjonalnej, dobrowolnej wymiany, wiedzy i nowych umiejętności; buduje ściślejsze kontakty z innymi ludźmi, tworzy swoje tradycje i konwencje, uczy pokory, otwartości, zaangażowania, towarzyskości, pluralizmu, odrzuca zarozumiałość i zawiść. Społeczeństwo kapitalistyczne rozwija przemysł, podnosi poziom technologii, nauki, kultury, medycyny. Kiedy nie można liczyć na pomoc państwa, wzmacniają się więzy rodzinne i lokalno-społeczne. Wymiana i handel potrzebują współdziałania ludzi, jako że w biznesie – owszem – podstawą jest korzyść, ale także życzliwość i zaufanie. Jeśli powyższa aksjologia zanika, to trzeba w większym stopniu ludzi kontrolować – a kontrola stoi zawsze w sprzeczności z wolnością i kapitalizmem.

Krytyka kapitalizmu jest modna: mamy kryzys, więc „wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia”, a jednocześnie ugruntowana w tradycji: nie można przecież jednocześnie służyć Bogu i mamonie. Ale, właściwie… dlaczego nie można? Zarabiając i posiadając pieniądze można (co nie oznacza, że zawsze tak jest i że tak być musi) czynić dobro, pomagać ludziom, realizować się duchowo, tworzyć nowe miejsca pracy, podnosić poziom zamożności społeczeństwa, realizować pasje swoje i innych; można wspierać naukę i wszelkie szczytne cele etyczne, jednym słowem: można czynić coś autentycznie dobrego i konstruktywnego dla siebie i bliźnich. Dlaczego zresztą Bóg i pieniądze mają być postrzegane jako alternatywa? A jeśli już ktoś przy takiej alternatywie koniecznie by się upierał, to dlaczego wybór Boga miałaby być postrzegany jako wybór czegoś lepszego i jednoznacznie pozytywnego, zaś zarabianie pieniędzy jako wybór z konieczności gorszy, bardziej „prymitywny” i nie-duchowy? Jako się rzekło: można bogacić się jednocześnie finansowo, etycznie i duchowo, a można służyć Bogu siejąc zło. Przykłady można mnożyć: mściwe wizje Boga, terroryzm, retoryka wykluczania i nienawiści, ślepy konserwatyzm, przypadki nadużyć seksualnych w kręgach duchownych oraz ich haniebne tuszowanie. Obraz chciwego i pysznego kapitalisty kierującego się egoistyczną rządzą pieniądza jest tak samo prawdziwy jak obraz rozdającego całość swojego majątku katolika, który zawsze kieruje się dobrem bliźniego. Są różni katolicy. Na rynku działają różni ludzie i różne firmy.

Zanim zrzucimy odpowiedzialność za kryzys na wolny rynek, warto zadać sobie pytanie: „czy w posiadaniu wielu dóbr widzę raczej coś dobrego, czy raczej coś złego?”, „gdzie wolałbym żyć: tam gdzie jest kapitalizm (czyli tam, gdzie żyje się relatywnie lepiej), czy też tam, gdzie kapitalizmu nie ma (czyli tam, gdzie żyje się relatywnie gorzej)?”, „czy wolę żyć w kraju wolnym, czy też w takim, w którym istnieje cenzura, kontrola i gospodarka poddana ideologii?”. Może okaże się, że tak naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie kapitalistycznym, gdyż – pomimo narzekania na kapitalizm – zdajemy sobie sprawę, że zamożność ludzi, przedsiębiorczość, wolny rynek i konkurencja podnoszą poziom życia ludzi – także najuboższych. Nawet jeżeli w społeczeństwie kapitalistycznym sami będziemy należeli do klasy najgorzej uposażonej, to wolny rynek będzie „pracował” również na naszą korzyść – co w swojej teorii sprawiedliwości tak wyraziście uwydatnił John Rawls.

Zamiast mówić o kryzysie wynikłym z kapitalizmu, czy też z etyki kapitalizmu, należałoby wrócić do analizy kryzysu samych kredytów hipotecznych. Warto również zwrócić uwagę na działania amerykańskich polityków. Demokraci w 1997 roku przyjęli ustawę Community Reinvestent Act, której celem była ochrona „kredytobiorców mniejszościowych”(14). W jej wyniku ludności kolorowej i ubogiej nie można odmówić udzielenia kredytu, utrudnione są zwolnienia z pracy – nawet jeśli istnieją ku temu racjonalne powody. Republikański polityk George W. Bush, chcąc przypodobać się amerykańskim wyborcom (po dyskusyjnym zwycięstwie w wyborach w 2000 roku) uraczył ich szerokimi świadczeniami socjalnymi (darmowymi lekami dla emerytów, czy sporymi nakładami na rolnictwo). Szukając źródła kryzysu warto również pamiętać o kosztownej wojnie prowadzonej przez Stany Zjednoczone na Środkowym Wschodzie, która pochłania dziennie koszty rzędu 300 mln dolarów(15)…

Skąd się wziął kryzys? Z zalania banków pieniądzem, które każdemu – także osobom niezdolnym je spłacić – oferowały tani kredyt. Błędem był brak oparcia pieniądza na realnych dobrach i oszczędnościach. Kryzys wziął się także z niewłaściwych decyzji inwestycyjnych: wydawało się, że w Stanach gospodarka będzie się nadal rozwijać, jako że pieniądza na rynku było dużo i był tani. Uczestnicy gry giełdowej wprowadzeni w błąd co do stanu gospodarki, doprowadzali do sztucznych wzrostów cen towarów, podejmując złe decyzje inwestycyjne. Do kryzysu przyczyniła się rozrzutna polityka w zakresie finansów publicznych podnosząca deficyt budżetowy do… 30 billionów dolarów (!), a także interwencjonizm państwowy, czyli ręczne sterowanie gospodarką przez polityków i będące tego konsekwencją utrzymywanie niskich stóp procentowych przez bank centralny USA (pieniądz jest tani, łatwo można wziąć kredyt, wzrasta inflacja). Jak pisze Jan M. Fijor: Ekspansja kredytowa zapoczątkowana przez prezesa banku centralnego USA, czyli Rezerwy Federalnej (FED), Alana Greenspana, a później z powodzeniem kontynuowana przez jego następcę, Boba Bernanke miała posłużyć całej gospodarce. Tymczasem przysłużyła się wyłącznie politykom, którzy z powodzi monetarnej korzystali, finansując wojnę i socjal, właśnie welfare i warfare […]. To wzrost inflacji zmusił w końcu FED (w połowie 2007) do powstrzymania podaży pieniądza, i tym samym do podniesienia oprocentowania kredytów, a ponieważ w okresie boomu gros kredytów udzielanych na kupno nieruchomości miało oprocentowanie zmienne, z chwilą korekty ceny pieniądza, koszty obsługi wzrosły powyżej zdolności finansowych wielu kredytobiorców. Ci ostatni tracili domy, banki zaś płynność. Zamiast pozostawić wtedy rynek samemu sobie, aby dokonał oczyszczenia gospodarki z podmiotów, które dobrowolnie i świadomie podjęły błędne decyzje, nie dają sobie rady, więc muszą upaść, rząd wraz z FED zaczął to wszystko ratować: najpierw poprzez wzrost płynności, czyli ponowną obniżkę stóp bazowych, następnie poprzez bezpośrednią pomoc finansową dla zagrożonych instytucji, aż wreszcie nacjonalizując upadające firmy [podkr. K.G.]”(16).

Czynników generujących kryzys jest wiele. Ich eliminowanie nie powinno jednak polegać na upolitycznianiu gospodarki. Kryzys, podobnie jak choroba, jest zjawiskiem konstruktywnym jeśli potrafimy uczyć się na błędach, które do niego doprowadziły(17). Powinien on wyzwolić w nas energię ku kreatywności, przedsiębiorczości, odpowiedzialności i wzrostowi wydajności pracy. Jeśli kryzys przyczynił się do poczucia braku bezpieczeństwa to uważam to za jego wielką zasługę. To powojenne, socjalne, państwo dobrobytu przyniosło do Europy jakieś obezwładniające poczucie bezpieczeństwa (zmniejszając nierówności w dochodach, czy rozbudowując listę przywilejów socjalnych), które urosło w świadomości ludzi do jakiegoś obowiązku świadczonego przez państwo. Tymczasem kryzysy (tak jak choroby) były, są i będą. Nie żyjemy bowiem w rzeczywistości idealnej, lecz realnej (materialnej). Zdaje sobie z tego sprawę każdy „rasowy” kapitalista, które wie, że inwestując ryzykuje. Nieprzewidywalności rynku nie da się wyeliminować, choć można zrobić wiele by się jej przeciwstawić: trzeba pracować, oszczędzać, planować, szanować prawo, wspierać konkurencyjną gospodarkę… Istotą kapitalizmu nie jest konsumpcja(18). To socjalizm jest bliższy konsumpcji – w systemie tym wszyscy mają po równo konsumować („każdemu według potrzeb”). Socjalistyczna gospodarka planowa funduje również nadmiar bezpieczeństwa i złudnego zaufania do rynku – co jest rewersem lęku przed wolnością, odpowiedzialnością, ryzykiem, czy samodzielnością. Dlatego ci, którzy głoszą, że regulacje, kontrola i nadzór nad gospodarką może okiełznać nieprzewidywalny rynek (czyt.: wyeliminować kryzysy) są naiwni i groźni zarazem. Wmawianie ludziom, że mamy dzisiaj do czynienia z kryzysem kapitalizmu jest zamachem na zdrowy rozsądek, za którym stoi naiwna wizja bezpiecznej, przewidywalnej i bezkryzysowej przyszłości. Ta przyjemna i bezstresowa wizja jutra jest oparta na myśleniu życzeniowym i jest silniejsza od faktów, które jej przeczą. A za wizję tę zapłacą – jak zwykle – najubożsi(19).

Do czego sprowadza się dylemat we współczesnej gospodarce światowej? Dylemat ten obecny jest już w samym liberalizmie rozumianym jako doktryna ekonomiczna. Liberałowie lewicowi, jak na przykład, Keynes, starają się budować poczucie bezpieczeństwa ograniczając „czarne dziury” kapitalizmu: bezrobocie, czy spekulacyjne wzrosty cen, natomiast liberałowie związani z leseferystyczną tradycją, tacy jak von Hayek, czy von Mises, poszerzają wolność i umacniają bezstronność, akcentując te pozytywne strony rynku, które wspierają własność prywatną, czy konkurencję. Niestety, retoryka „wielkiego kryzysu” (przecież nikomu nic się nie dzieje, w Stanach, czy w Europie ludzie nie umierają z głodu) wystarcza do tego, by zwiększać poczucie bezpieczeństwa kosztem wolności.

ZAKOŃCZENIE

Kapitalizm i wspierająca go liberalna refleksja filozoficzna w fundamentalny sposób wiążą się z postępem moralnym, gdyż prowadziły one bezpośrednio do polepszenia się losu ludzkości oraz przyczyniły się do pogłębienia filozoficznej debaty: czym jest dobro, a czym zło. Już Hezjod łączył pracowitość i obywatelstwo, jednak to głownie dzięki liberałom i eksperymentowi kapitalistycznemu wiemy, że dobrem jest prawo do własności, równość szans, wolność jednostki i jej dobrobyt, zaś złem jest odbieranie ludziom owoców ich pracy, dyskryminacja, autorytaryzm, czy bieda. Kapitalizm oczywiście można i należy w uzasadniony sposób krytykować. Wpierw jednak trzeba uświadomić sobie czym kapitalizm jest. A odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta jak mogłoby się to wydawać się na pierwszy rzut oka. Pomocny w określeniu istoty kapitalizmu jest wszakże fakt, iż, jak każdy fenomen społeczno-kulturowy, kapitalizm funduje określona etyka. Jest to etyka wolności – nie kontroli, to etyka wytwarzania – nie dzielenia, etyki pracy – nie lenistwa, etyki uczciwości – nie chciwości, etyki oszczędzania – nie konsumowania. Kapitalizm chce być systemem wydajnym i sprawiedliwym. Paradoksem jest to, że kapitalizm w ogóle z etyką nie jest kojarzony. Powodem tego jest zakorzeniony w świadomości rozdział etyki i szeroko rozumianej wygranej (zysk, pomyślność, pieniądz itp.). Etyka jest niejako a priori po stronie przegrywających, pokrzywdzonych, godnych litości i biednych, a nie po stronie samodzielnie wygrywających i twórczych ryzykantów – chętnie nazywanych egoistami. Powodem rozdziału kapitalizmu i etyki jest również niejasny stosunek ludzi do wolności – i to zarówno w sferze ducha, jak i gospodarki. Wolność to „fajna” wartość, ale „fajniejszymi” wartościami są dobro wspólne, bezpieczeństwo, solidarność czy miłosierdzie… Powodem rozdziału etyki i kapitalizmu jest również i to, iż ludzie w ogóle rzadko myślą w kategoriach moralnych, a ponad nie przedkładają kategorię sukcesu i przyjemności. Dlatego też te dwie ostatnie kategorie tak łatwo, niemal automatycznie, łączą z rynkiem. Rynek to sukces i przyjemność par excellance i – trudno w to uwierzyć – nic więcej! Aby tak twierdzić, wystarczy w sposób jednostronny i uproszczony (ograniczony) postrzegać świat społeczno-gospodarczy. Wtedy też, obecny w kapitalizmie projekt humanistyczny i etyczny można zepchnąć w świadomości na dalszy plan, albo w ogóle zanegować jego istnienie(20).

Przemyślenie stosunku do aksjologii kapitalizmu: etyki wytwarzania, wolności, własności prywatnej, pomnażania kapitału, oszczędzania, równości szans wydaje się być zadaniem zawsze aktualnym. Jakie wyciągniemy z naszych przemyśleń wnioski? Cóż, można na wartości kapitalistyczne spojrzeć przychylnym okiem lub je odrzucić. W przypadku odrzucenia aksjologii kapitalizmu koniecznym staje się jednak przyjęcie założenia, że dóbr jest zawsze w bród i że nie trzeba troszczyć się o ich wytwarzanie – należy je zatem jedynie dzielić (zapewne, spadają one jak manna z nieba). Droga negacji poprowadzi również do zgubnego wniosku – co jest istotne zwłaszcza w perspektywie kryzysu ekonomicznego – iż niezależnie od tego jak źle ludzie pokierują swoim biznesem, rząd (czyli de facto podatnicy) przejmie za nich odpowiedzialność i za ich błędy zapłaci(21). W życiu możemy wszakże kierować się różnymi dyrektywami, ideami i przekonaniami. Na tym polega pluralizm idei, wolność debaty intelektualnej i przyjęcie odpowiedzialności za wybór własnej drogi życiowej. Ktoś może, na przykład, sprzedać wszystko, co posiada, rozdać majątek ubogim i żyć na koszt innych ludzi. Ma do tego prawo. Każdy jest wolny, niech zatem myśli i czyni to, co uważa za słuszne. Trzeba wszakże pamiętać, że gdyby tak zrobiła większość ludzi, mielibyśmy kryzys, o jakim się apostołom nie śniło. Dlatego decyzji o życiu na koszt innych ludzi nie należy chwalić – choćby nawet wspierał ją dyskurs o raju i skarbie w niebie. W wyborze tym nie ma bowiem nic etycznego.

Katarzyna Guczalska

Dane bibliograficzne publikacji:
Katarzyna Guczalska, Etyka kapitalizmu i kryzys, w: Moralny wymiar kryzysu ekonomicznego, J. Filek (red.), Kraków 2010, s. 113-128.

Streszczenie w języku angielskim:
The Ethics of Capitalism and the Crisis

What is the source of the global financial crisis, the symbolic beginning of which is perceived to be the collapse of the US Bear Stearns Bank in 2008? Numerous answers blame the crisis on the ethics of capitalism. Here is a journalist sample: 'what lies at the foundation of our problems is the crisis of the traditional ethics of capitalism. We all shall do examination of conscience’ (Newsweek, 28/2009). The concept of the 'ethics of capitalism’ is an unclear one, it generates questions rather than provides answers. Of course, there is a certain ethics inherent to capitalism, and a capitalist economy is not just a set of techniques aimed at efficiency only. The moral foundations of capitalism, as well as, some argue, liberalism, are not, however, the cause of the current crisis. Explaining economic difficulties by reference to the erosion of the ethics of capitalism is more of a rhetorical device, aimed at strengthening the anti-capitalist and the anti-liberal emotions. The article explains and specifies the term 'ethics of capitalism’, with a positive attitude towards the principles of the ethics, as well as it reveals the real causes of the economic crisis.


(1) Hasło wyborcze Partii Konserwatywnej z 1979, będące zwiastunem sukcesu politycznego Margaret Thatcher.

(2) Poniższy tekst został zmodyfikowany i przybrał nieco inną formę niż na wystąpieniu konferencyjnym. Jednym z powodów tej zmiany było hasło, które usłyszałam z ust jednego z referentów, który w ironicznym tonie wspominał o tzw. „apostołach liberalizmu”. Z niejakim zdumieniem skonstatowałam, że dyskurs ten odnosił się do mnie i że ni mniej ni więcej tylko dostałam się do grupy jakichś kapłanów. Poczułam się nieswojo. Gdyby ktoś nazwał mnie „apostołem chrześcijaństwa” – ten tytuł dodałby mi zapewne splendoru i blasku, natomiast „apostoł liberalizmu” to taki brzydki i deprecjonujący epitet… W odpowiedzi na to określenie wzmocniłam mój pro-liberalny i pro-kapitalistyczny wywód, protestując w ten sposób przed używaniem retoryki, która ma na celu zawstydzenie i ośmieszenie kogoś z powodu tego, że ma takie bądź inne poglądy. Jeśli ktoś jest liberałem to jest liberałem, a nie misjonarzem religijnym. Uniwersytet to miejsce gdzie toczy się debata intelektualna między ludźmi uprawiającymi naukę, gdzie wagę ma rzeczowy referat, analiza, interpretacja, argumenty, a nie uśmieszki i ironia. Współczesny uniwersytet jest również instytucją neutralną światopoglądowo. Sugerowanie, że liberalizm, który jak każda żywa i rozumna myśl, ma swoje stałe miejsce w etosie uniwersyteckim, jest religią/kultem, zaś liberałowie apostołami/kapłanami jest szczególnie perfidne, bowiem zwłaszcza liberalizm sytuuje się na antypodach dogmatu, ideologii i religijnej misyjności. Zdarzają się oczywiście ludzie, którzy są ideologami. Takie osoby mogą wspierać swój apodyktyczny dyskurs na marksizmie, konserwatyzmie, libertarianizmie, czy liberalizmie. Ale co ten fakt ma do rzeczowej dyskusji o liberalizmie? Jeśli ktoś chce krytykować liberałów, którzy w zbyt przesadny i mocny sposób bronią swojego stanowiska, niech powie na przykład: „zapalczywy liberał”, albo „liberał-ideolog”. Termin „apostoł” jest pojęciem z innej dziedziny niż filozofia. Mówiąc „apostoł liberalizmu” sugerujemy, że liberalizm jako taki jest – opartą na dogmatach – religią. Tymczasem liberalizm to jeden z najbardziej znaczących nurtów filozofii w kulturze europejskiej. To tzw. klasyka do której mamy prawo i obowiązek sięgać. Ściśle rzecz biorąc, mój tekst poświęcony jest kapitalizmowi, którego filozoficznym usprawiedliwieniem jest liberalizm. Kapitalizm to synonim wolnego rynku, liberalizm – wolności jako takiej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że filozofami wolnego rynku nie są wyłącznie liberałowie, a i sam liberalizm ma bardzo różne oblicza i nie można: „zakwestionować konfliktu między liberalizmem prokapitalistycznym i sceptyckokapitalistycznym, w którym pierwszy zakłada(ł), iż istnieje konieczny związek między wolnością jednostki a wolnym rynkiem, a drugi – między wolnością jednostki a prawami socjalnymi”. D. Sepczyńska [2008], Katolicyzm a liberalizm, s. 111.

(3) Upadek Bear Stearns traktuje się jako symboliczny początek globalnego kryzysu finansowego. 1 marca 2008 roku na rynek trafiły pogłoski o braku płynności finansowej tego banku. 14 marca, w czasie jednej sesji, jego akcje potaniały o prawie połowę. Sytuacja pogorszyła się w połowie lipca, gdy amerykański rząd musiał ratować Freddie Mac i Fannie Mae – instytucje, stanowiące podstawę rynku hipotecznego. We wrześniu 2008 upadł bank Lehman Brothers, jeden z najstarszych i największych banków w Stanach (zdołał przetrwać nawet wielki kryzys lat 30). Upadłość ta spowodowała panikę na giełdzie w USA. Potwierdziły się obawy o to, że rynek kredytów hipotecznych jest w stanie głębokiego kryzysu.

(4) Do głosu dochodzi populizm, „bronimy” biednych, zwiększamy dopłaty, zasiłki, przerzucamy odpowiedzialność z ludzi na państwo itd.

(5) Schemat takiego oskarżycielskiego tonu i sposobu myślenia odnajdziemy u Benedykta XVI w encyklice Caritas in Veritate, który pisząc o idei wolnego i autonomicznego rynku twierdzi, iż jest to sfera pozbawiona moralności. Pisze on, na przykład, że: „Interesem rynku jest propagowanie emancypacji, ale żeby naprawdę tego dokonać, rynek nie może liczyć jedynie na samego siebie, ponieważ nie jest w stanie stworzyć tego, co przekracza jego możliwości. Powinien czerpać energie moralne od innych podmiotów zdolnych je zrodzić (35)”. Papież twierdzi, że rynek nie zawiera w sobie zasad moralnych. Co więcej, ich stworzenie przekracza jego możliwości, dlatego powinien on czerpać energię moralną od innych podmiotów. Jak łatwo się domyślić, katolicki papież przyjmuje, że jedynym podmiotem zdolnym owe zasady moralne zrodzić jest kościół katolicki. Jest to błędny sposób myślenia, ponieważ działalność gospodarcza jest samoistnym generatorem wartości moralnych. A nawet gdyby tak nie było, to świat gospodarczy czerpie „energię” moralną z różnych – nie tylko katolickich – podmiotów, instytucji, religii, tradycji, filozofii, teorii ekonomicznych itd. Dlaczego dobrym rozwiązaniem miałoby być poddanie gospodarki światowej monopolowi etyki katolickiej? A co z nie-katolickimi uczestnikami gry ekonomicznej? Potrzeba umoralniania wolnego rynku pojawia się często w nauczaniu społecznym kościoła. Imperatyw ten był mocno artykułowany także przez Piusa XI, który jak Benedykt XVI, pragnął ukonstytuowania się kapitalizmu katolickiego.

(6) Oczywiście, jeśli przez religię rozumiemy sztywny system rytualny i obyczajowy, to jej znaczenie maleje, na korzyść osobistego i świeckiego rozeznania poczucia dobra i zła. Jeśli jednak rozumiemy religię szeroko, jako sferę przeżyć sakralnych, to dla wielu ludzi doświadczenia tego rodzaju zawsze będą istotne, a tym samym aksjologia oparta na religii zawsze w jakimś stopniu będzie określała ich postępowanie. Tacy ludzie niekoniecznie muszą sądzić, że słuchają jakichś autorytetów, jednak de facto na wpół świadomie czynią tak, jak podpowiada im tradycja religijna. Osobnym tematem – świadomie przeze mnie pominiętym – byłoby omówienie przewartościowania stosunku do pracy, posiadania i bogacenia się dokonane w protestantyzmie.

(7) R. M. Grant, Wczesne chrześcijaństwo i wytwarzanie kapitału, w: Etyka kapitalizmu [1994], red. P. L. Berger, przeł. H. Woźniakowski, s. 13-41.

(8) Własność prywatna to filar kapitalizmu. Dla wielu jest ona źródłem niesprawiedliwości i nierówności społecznej, jest widocznym znakiem wyzysku jednego człowieka nad drugim, świadectwem ludzkiego egoizmu i materialistycznego zniewolenia. Kapitalizm ma tym samym odpowiadać za istnienie nierówności społecznych, szerzenie się ubóstwa, utrzymywanie się bogactwa i władzy politycznej w nielicznych rękach. Kapitalizm ma nieść ze sobą wyzysk, alienację, czy niewolnictwo zarobkowe.

(9) Syntetyczną charakterystykę gospodarki rynkowej podaje P.L. Berger, Rewolucja kapitalistyczna. Pięćdziesiąt tez o dobrobycie, równości i wolności [1995], przeł. Z. Simbierowicz. Zob. zwłaszcza s. 53.

(10) Liberalizm społeczny (inaczej lewicowy, czy socjalny) stał się znaczącą myślą w drugiej połowie 19. wieku. Jest on zwązany z takimi nazwiskami jak na przykład: F.Ch. Montague, Th.H. Green, J.A. Hobson, B. Bosanquet, F.H. Bradley, E. Durkheim, F. Naumann, L.F. Ward, J. Dewey, M. Keynes. Najbardziej znanymi, współczesnymi, kontynuatorami liberalizmu socjalnego są: J. Rawls, W.A. Galston, W. Kymlicka, R. Dworkin i R. Rorty.

(11) Zob. analiza S. Zabieglika [2003], Adam Smith.

(12) M. Friedman [1970], The Social Responsability of Buisness Is to Increase Its ProfitsNew York Times Magazine, 13 września. Cytat nieznacznie zmieniony.

(13) Na ten temat więcej pisze M. Novak, Chrześcijaństwo, demokracja kapitalizm, w: Chrześcijaństwo, demokracja, kapitalizm, red. Novak, Rauscher i Zięba [1993], s. 11-49.

(14) Co ciekawe, problemy finansowe budżetu stanu Kalifornia (a może nawet widmo jego bankructwa), w dużej mierze spowodowane są wprowadzeniem poprawki do konstytucji tego stanu (artykuł XIIIA, zwany Proposition 13), który stanowi, że wartość nieruchomości do czasu zmiany właściciela wyceniana jest na poziomie wartości rynkowej z roku 1975. Co prawda, wartość ta może być podniesiona o stopę inflacji, ale nie więcej niż o 2 proc. rocznie. Fakt ten spowodował ogromny spadek podatków od nieruchomości (średnio o 57 proc.) oraz utrudnił podwyższanie podatków, gdyż potrzeba do tego 2/3 głosów obu izb parlamentu. Poprawka z 1978 roku (poparta w referendum), ma olbrzymi wpływ na stan finansów stanu.

(15) J. M. Fijor [2008], NINJA, czyli pół prawdy o kryzysie, „Gazeta Wyborcza”, 17 październik.

(16) Ibidem.

(17) J. Habermas wyjaśnia pojęcie kryzysu uciekając się m.in. do zjawiska choroby. Zob. J. Habermas [1983], Na czym polega dziś kryzys? Problemy uprawomocnienia w późnym kapitalizmie, w: Teoria i praktyka, s. 449.

(18) W kapitalizmie konsumpcja jest zadaniem i celem produkcji.

(19) Główną przyczyną biedy jest bezrobocie, a jego winowajcą państwo socjalne, które nakłada wysokie obciążenia kosztów pracy, przez co firmy nie zwiększają zatrudnienia. Rozrost państwa socjalnego nie jest w interesie biednych.

(20) Przypomnijmy, czyni tak na przykład Benedykt XVI w encyklice Caritas in Veritate odmawiając rynkowi umiejętności samodzielnego generowania etyki. Cóż, papież myli się.

(21) Zob. też J. M. Fijor. Op. cit.

Literatura:

Benedykt XVI [2009], Caritas in Veritate, Kraków: Wydawnictwo AA.

Peter L. Berger, Rewolucja kapitalistyczna. Pięćdziesiąt tez o dobrobycie, równości i wolności [1995], przeł. Z. Simbierowicz, Warszawa: Oficyna Naukowa.

J. M. Fijor [2008], NINJA, czyli pół prawdy o kryzysie, „Gazeta Wyborcza”, 17 październik.

Milton Friedman [1970], The Social Responsability of Buisness Is to Increase Its Profits, “New York Times Magazine”, 13 września.

Robert M. Grant, Wczesne chrześcijaństwo i wytwarzanie kapitału, w: Etyka kapitalizmu [1994], red. P. L. Berger, przeł. H. Woźniakowski, Kraków: Signum.

Jürgen Habermas [1983], Na czym polega dziś kryzys? Problemy uprawomocnienia w późnym kapitalizmie, w: Teoria i praktyka, przeł. M. Łukaszewicz, Z. Krasnodębski, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy.

Michael Novak, Anton Rauscher, Maciej Zięba (red.) [1993], Chrześcijaństwo, demokracja, kapitalizm, przeł. Wojciech Buchner, Poznań: W drodze.

Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie języków oryginalnych, opracował zespół biblistów polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich, Poznań: Wydawnictwo Pallottinum 2002.

Dorota Sepczyńska [2008], Katolicyzm a liberalizm. Szkic z filozofii społecznej, Kraków: Nomos.

Stefan Zabieglik [2003], Adam Smith, Warszawa: Wiedza Powszechna.